I mimo że trudno się z ostatnim argumentem nie zgodzić, to projektomania przybrała w Łodzi, jak i w całym kraju zresztą, rozmiary karykaturalne i tak naprawdę stające wbrew konsumentom kultury (wyłączając rzecz jasna realizatorów poszczególnych projektów), jak i samej kulturze. Kultura zamieniła się bowiem w eventy, zestaw zdarzeń, które same w sobie bywają (coraz rzadziej) atrakcyjne, interesujące, ważne i pożyteczne, ale z kształtowaniem świadomego odbiorcy kultury, a co za tym idzie człowieka, który w sposób twórczy i odkrywczy będzie mógł wpływać na otoczenie, miasto, państwo - nie mają wiele wspólnego. Utrzymując ten stan, same eventy będą się musiały stawać coraz bardziej ludyczne (czego nie ukrywają organizatorzy) lub będą tylko efektownym, ale pustym wydaniem pieniędzy (co organizatorzy starają się przykryć wymyślnie skonstruowanymi zdaniami i materiałami promocyjnymi). W doraźne, projektowe myślenie o kulturze, ale i gospodarce, jak w masło wchodzą władze samorządowe i krajowe, bo przecież nie wymaga to rzeczywistej wizji, planowania i konsekwencji, wystarczy urzędnicze dopilnowanie tabelek i rozdziału środków, do kolejnych wyborów się dotrwa, a jak się nie uda, to po nas przecież choćby potop... Przyjdzie nowa ekipa i wymieni wszystko. Tymczasem to jedynie codzienność, rzeczywista praca w kulturze, a nie działanie od eventu do eventu, może sprawić, że jakakolwiek przyszłość będzie. Potop już był. A dzisiejsi "eventowcy" (przynajmniej spore grono z nich) kiedyś - obojętnie jak banalnie to brzmi - też będą mieli dzieci. Sama kasa ich nie wychowa.
Dariusz Pawłowski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?