Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ptaszek na Gałęzi: Teczki w szafie

Awius Homer
Fikcja musi być prawdopodobna, aby stała się prawdą... Pisk zardzewiałych zawiasów niósł się po całym klubowym budynku. Drzwi od metalowej szafy rzadko były otwierane, ale kiedy już dostępowały tego zaszczytu, każdy z pracowników wstrzymywał oddech. To znaczyło, że albo czyjeś akta są wyjmowane i w stosunku do delikwenta będą wyciągane konsekwencje, albo do istniejących już informacji dołączone zostały nowe "haki".

W każdym dobrze prosperującym przedsiębiorstwie musi działać agencja bezpieczeństwa wewnętrznego. Także w klubie. Szef musi wiedzieć, kto z kim, gdzie, jak i za ile? Jak kot tego nie wie, myszy będą harcować.
Tego samego zdania byli najważniejsi ludzie w klubie. Każdy, kto choć raz pojawił się na stadionie, kto miał jakiekolwiek z klubem związki, każdy, kto choć raz wypowiedział nazwę klubu w radiu, telewizji czy innych mediach, miał swoją teczkę. Wszystkie teczki przechowywano w tej samej szafie, która przed laty skrywała tajemnice Andrzejów Pawelczyka i Grajka, a strzegł jej jak oka w głowie Jacek Dzienijak. Teraz szafa i jej zawartość miała nowych właścicieli.

Najbardziej przepastne tomy mieli pracownicy klubu. Teczki kopaczy opatrzone były klauzulą ściśle tajne. Po to, by ewentualny kontrahent nie znał wszystkich grzechów piłkarza. Gdyby dowiedział się, że ten czy ów lubi to czy owo, mógłby odstąpić od transakcji. Teczki kopaczy-tancerzy były ściśle pilnowane. W tych teczkach były nawet zdjęcia wykonane podczas suto zakrapianych libacji. Niektórym kopaczom zdarzyło się brać udział w jakichś niewinnie zapowiadających się uroczystościach, które później przeradzały się w imprezy na sto fajerek. Oczywiście, jak nieproszony gość pojawiał się wtedy fotoreporter z klubowego abw i taniec uwieczniał na zdjęciu. Dowód przestępstwa od razu trafiał do teczki. Często taki dowód był wykorzystywany przeciwko tańczącemu kopaczowi. Nie miał ktoś taki liczyć na taryfę ulgową.

Większość kopaczy nigdy nie miało do czynienia z klubowymi paparazzi. Albo wydawało im się, że nie mieli do czynienia. Bo zatrudnieni przez szefa klubu ludzie z aparatami fotograficznymi potrafili działać niezauważenie. Był nawet taki jeden, który miał kilka przebrań. Niczym kopacze, wybierający się pod osłoną nocy do kabaretów, o czym pisaliśmy we wczorajszym odcinku.
Tam była jednak amatorszczyzna w porównaniu z dos-konale rozwiniętym aparatem w drugim klubie. Tutaj szef wiedział wszystko o wszystkich.
TW nosili numery niczym kopacze na koszulkach. Najbardziej niebezpiecznym był TW 23, pseudonim Hans Kloss. On potrafił zajrzeć do każdej dziury, by znaleźć systemowych wrogów klubu...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki