MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Chcemy dalej płynąć na Karaiby

Grzegorz Maliszewski, Marcin Bereszczyński
Wspólny posiłek w mesie, jeszcze przed sztormem.
Wspólny posiłek w mesie, jeszcze przed sztormem. archiwum
Młodzi żeglarze z "Fryderyka Chopina" nie chcą wracać do Polski. Nie zraził ich sztorm i poważna awaria żaglowca. Jeśli nie uda się jednak naprawić złamanych masztów, przygoda ich życia może się skończyć przed czasem.

Tysiące mil morskich, trzepot żagli, zwiedzanie kolejnych portów, ciężka praca na pokładzie i w końcu dramatyczne chwile podczas sztormu i 8-metrowe fale łamiące maszty jak zapałki.
Dla Tomka Ławskiego z Bełchatowa i Kacpra Kowalczyka z Dąbrówki Wielkiej pod Zgierzem rejs żaglowcem "Fryderyk Chopin" to przygoda, którą zapamiętają na całe życie. Ich rodzice także.
Tomek i Kacper to jedyni gimnazjaliści z Łódzkiego, którzy znaleźli się w elitarnym gronie 36 uczniów zakwalifikowanych do programu Dookoła Świata za Pomocną Dłoń. Zanim popłynęli w rejs na Karaiby, byli wolontariuszami. Tomek pomagał starszym osobom w domu pomocy w Bełchatowie. Kacper kosił trawniki, pielęgnował konie w stadninie. Nagrodą był rejs.

"Fryderyk Chopin" płynął na Karaiby. Od stycznia miał świadczyć tam komercyjne rejsy po wyspach karaibskich połączone z nurkowaniem. Aby nie miał pustego przebiegu z Polski, zaproszono w rejs młodzież ze "Szkoły pod Żaglami" kapitana Krzysztofa Baranowskiego. Ich przygoda rozpoczęła się 25 września. Kiedy się zakończy? Wiadomo tylko tyle, że nie w styczniu, jak planowano.
Tydzień temu, kiedy żaglowiec obrał kurs na Zatokę Biskajską, potężny sztorm zaskoczył go około 60 kilometrów od brytyjskich wysp Scilly. Naporu fal nie wytrzymały maszty. Uszkodzony statek dryfował po morzu. Na sygnał SOS odpowiedziały kontenerowiec, masowiec i duży statek rybacki. W poniedziałek żaglowiec bezpiecznie został doholowany do brytyjskiego portu Falmouth.

- Gdy usłyszałam o kłopotach żaglowca, o mało nie padłam. Myślałam, że osiwieję ze strachu - mówi Joanna Kowalczyk, mama Kacpra. - Uspokoił mnie dopiero telefon do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Dowiedziałam się, że wszyscy są bezpieczni, nikt nie doznał obrażeń.

Danuta Ławska, mama Tomka, była w pracy, gdy dowiedziała się o kłopotach statku.

- Na początku bałam się o syna, czy wszystko u niego w porządku, czy jest cały - mówi pani Ławska. - Ale kiedy portale podały, że dzieci są całe i zdrowe, uspokoiłam się.

Pani Danuta przyznaje, że uspokoiła się na dobre, kiedy usłyszała głos syna w słuchawce. - Tomek był niezwykle spokojny, podkreślał, że w całej sytuacji profesjonalizmem wykazali się dowodzący statkiem, którzy bardzo szybko zapanowali nad całą sytuacją i bezpiecznie dopłynęli do brzegu holowani przez inne statki - opowiada Ławska.

Jacek Ławski, tata Tomka, też nie traci zimnej krwi. Sam jest płetwonurkiem i cieszy się, że syn może zmierzyć się z taką żeglarską przygodą.

- Kontakt telefoniczny mamy codziennie, na początku była niepewność, ale teraz już jestem spokojny. Syn opowiadał, że wcześniej mieli sztorm na Morzu Północnym. Trochę "powisieli" na burtach, bo trzeba było oddać Neptunowi to, co jego - śmieje się Jacek Ławski.
Rejs na "Fryderyku Chopinie" to nie wycieczka turystyczna. Uczniowie codziennie przez sześć godzin mają normalne lekcje. Później każdy ma przydzielone prace okrętowe, robotę w kuchni, czy tzw. wachty.

- Kacper zadzwonił do mnie trzy dni przed sztormem. Opowiadał, że łowił ryby z kucharzem i złowił rekina - mówi mama.

- Nie można powiedzieć, że jest lekko i przyjemnie, bo pracy jest dużo, ale każdy z nas był na to przygotowywany - dodaje Tomek Ławski. - Ale to jest niesamowite, kiedy człowiek może poczuć tę wolność na morzu.
Według pierwotnego planu, młodzi żeglarze mieli spędzić na statku pierwszy semestr. Teraz muszą się uzbroić w cierpliwość. Decyzja co do dalszych losów statku jeszcze nie zapadła. Nie wiadomo, czy maszty będą naprawiane w stoczni w Anglii, czy w Polsce. Wszyscy uczniowie na czas naprawy żaglowca są zakwaterowani w hostelu w Flamouth. W ciągu kilku dni mają wrócić na statek i pomagać w pracach.

- Na razie mamy normalne lekcje w szkole - mówi Kacper. - Tak ma być do soboty, a później zapadnie decyzja, co dalej. Po sobocie odbędą się oględziny pokładu. Więcej nie wiemy. Nie chcemy wracać.

Nie chcą też tego rodzice.
- Z jednej strony taka długa wyprawa zawsze wiąże się z jakimś tam lękiem o najbliższych, ale z drugiej strony to Tomek jest tam pod bardzo dobrą opieką doświadczonych żeglarzy - mówi Danuta Ławska. - Takie męskie przygody z pewnością go zahartują i zamiast młodzieńca wróci do nas mężczyzna.

***

Błyskawicznie wszystkich budziłem
Z Kacprem Kowalczykiem rozmawia Marcin Bereszczyński

Sztorm był dla szczurów lądowych przerażającym doświadczeniem?
Nikt się nie bał, ale każdy czuł dużą dawkę adrenaliny. Były stres i obawa, że tak szybko zakończy się nasza przygoda. Wiedzieliśmy, że połamane maszty to ogromne niebezpieczeństwo, ale do nas to wtedy nie docierało. Podczas sztormu wszystko się przewracało. W mesie nie można było jeść, udawało się tylko utrzymać kubek z herbatą.

Gdy nad ranem zaczęły łamać się maszty, pewnie jeszcze wszyscy spali...

Ja już nie spałem. Pierwsze pęknięcia miały miejsce o godz. 6.40. Miałem wtedy wachtę. Zaczynałem budzić kolegów w kajutach. Chodzę po żaglowcu, powoli zaglądam do kajut i nagle widzę, jak bosmani gorączkowo biegają po statku. W pośpiechu krzyknęli tylko w moim kierunku, żebym błyskawicznie wszystkich budził i nakazał zakładać sztormiaki i wodoodporne obuwie. Trochę się wystraszyłem, ale nie wiedziałem jeszcze, co się dzieje.

A gdy maszty zaczęły pękać?

To było słychać. Wszystko wisiało i dyndało na gigantycznym wietrze. Było 9 w skali Beauforta. Dostaliśmy zakaz wychodzenia na pokład, ale mnie z kolegą udało się zobaczyć, co dzieje się na górze. Tylko we dwóch wyszliśmy na pokład. Dostaliśmy na to zgodę. Wyglądało to przerażająco. Wielkie, 35-metrowe maszty, leżały przewrócone niczym zapałki. Pod pokładem wszyscy czekali, co dalej. Było nam tam potwornie gorąco, ale nikt nie zemdlał, nikt się nie bał. Byliśmy ciekawi, co dalej.

Nikt nie cierpiał na chorobę morską...

Przez pierwsze dwa, trzy tygodnie żeglugi chorowali wszyscy. To normalne. Ale tego dnia, gdy połamały się maszty, nikt nie chorował. Byliśmy już uodpornieni. Poza tym każdy z nas czuł wielkie emocje, kto by chorował w takiej sytuacji?
rozmawiał Marcin Bereszczynski

***

Każdy uczy się na pokładzie ciężkiej pracy
Z Tomkiem Ławskim rozmawia Grzegorz Maliszewski

Potężne fale, sztorm, trzaskające maszty. Bardzo się bałeś?

W chwili kiedy złamał się maszt, nie wiadomo było, co się dzieje, wszyscy musieliśmy zejść pod pokład, tylko kadra była na pokładzie. Rzeczywiście, trochę strachu wszyscy się najedliśmy, ale wiedzieliśmy, że jest z nami wykwalifikowana załoga, która poradzi sobie z tą sytuacją, bo doskonale zna żaglowiec.

Nie wierzę jednak, że nie baliście się? Jakie pierwsze myśli pojawiły się w głowie?

Jak daleko jesteśmy od brzegu i czy uda nam się dopłynąć. No i czy uda się opanować tę całą sytuację. To był naprawdę dość duży sztorm. Tak więc obawy były.

Starsza kadra dodawała wam otuchy?

Tak uspokajali nas, że sobie poradzą i że wszystko będzie w porządku. Wiedzieliśmy, że holowniki i łódź ratownicza z pomocą już do nas płyną. Wszyscy byliśmy ubrani w sztormiaki.

Żaglowiec w naprawie, nie wiadomo, czy wypłyniecie dalej w rejs. Żal będzie wracać do Bełchatowa?

Wszyscy wierzymy, że jednak uda się popłynąć dalej na Karaiby, bo o tym marzymy wszyscy. Na razie czekamy na rozwój wypadków, przez kilka dni mieszkamy w hotelu, a później przeniesiemy się na statek do kajut. Ale to prawda, przez ten miesiąc każdy posmakował tej przygody i chcemy jeszcze popłynąć dalej. Poznałem wielu nowych przyjaciół. Smutno byłoby wracać tak szybko do domu.

Co powiedziałbyś kolegom, którzy nigdy nie pływali żaglowcem?
Żeglowanie wymaga wiele pracy nie tylko na okręcie, ale też w kuchni. Każdy z nas uczy się tutaj ciężkiej pracy. Codziennie też mamy lekcje. Tak więc nie jest wcale tak lekko, jakby się komuś wydawało.
Rozmawiał Grzegorz Maliszewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki