MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Połowa łodzian robiła u Lechów portrety

Anna Gronczewska
Maria Lech przejęła rodzinny interes
Maria Lech przejęła rodzinny interes fot. Grzegorz Gałasiński
W gablocie łódzkiego zakładu fotograficznego Lechów leży zdjęcie młodego Mirosława Bulzackiego, piłkarza ŁKS, bohatera z Wembley. Obok widać portret ks. arcybiskupa Władysława Ziółka, metropolity łódzkiego. Zza szyby, z portretu zrobionego przed laty, przygląda się przychodzącym klientom Waldemar Bohdanowicz, były wojewoda łódzki, i nieżyjący już senator Andrzej Ostoja-Owsiany...

- W naszym zakładzie fotografowało się pół Łodzi! - mówi z dumą Maria Lech, obecna właścicielka jednego z najstarszych łódzkich zakładów fotograficznych, znajdującego się przy ul. Andrzeja Struga w Łodzi. Pani Maria opowiada, że w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych mieli podpisane umowy z łódzkimi klubami sportowymi.

- Dzwonili do nas i mówili, że pan Jan Tomaszewski potrzebuje dwadzieścia zdjęć - wspomina pani Maria. - Zaraz mu je przygotowywaliśmy. Zdjęcia robili u nas łódzcy aktorzy, artyści Teatru Wielkiego. Mój teść Leon wykonywał fotosy ze spektakli teatralnych. Mamy jeszcze w archiwum kolorowe zdjęcia z Wyścigu Pokoju, który w 1956 roku przejeżdżał przez Łódź! Fotoreportaże z takich ważnych wydarzeń były wywieszane w specjalnej gablocie.

Protoplastą fotograficznego rodu Lechów jest Leon. Przyszedł na świat w 1918 roku we wsi Majaczewice koło Burzenina. Urodził się z darem fotografowania. Żyjąca do dziś jego żona Irena mówi, że mąż miał ten dar Boży. Na dodatek fotografia od dziecka była jego pasją. Miał 16 lat, gdy za pierwsze zarobione pieniądze kupił sobie aparat fotograficzny. Spędzał z nim każdą chwilę. Fotografował piękne krajobrazy Majaczewic. Młodszy o siedem lat brat Tadeusz tylko czekał na moment, gdy aparat będzie wolny. Brał go wtedy i przez obiektyw obserwował świat.

Tymczasem któregoś dnia 16-letni Leon chwycił swój aparat i poszedł trzydzieści kilometrów do Sieradza. Tam zapukał do jednego z zakładów fotograficznych. Zapytał, czy może podjąć praktyki. Miał szczęście. Właściciel go przyjął. Po dwóch latach, w 1936 roku, 18-letni Leon Lech założył w Burzeninie swój własny zakład fotograficzny.

- Teść nie marzył, by zostać fotografikiem, chciał być fotografem i robić ludziom zdjęcia! - mówi Maria Lech.

W czasie wojny Leon Lech walczył w Armii Krajowej. Po jej zakończeniu poznał smak stalinowskiego więzienia. Po uwolnieniu wyjechał na Ziemie Odzyskane. Tam odnajdują go koledzy, którzy prowadzą łódzką spółdzielnię fotograficzną ''Studium''. Namawiają go, by przyjechał do Łodzi. W tym mieście Leon Lech zjawił się w 1952 r. Pracuje w kilku łódzkich zakładach ''Studium''. Wreszcie w 1958 r. otwiera własną firmę.

- Zakład mieścił się w przybudówce do kamienicy, w której się znajduje - wyjaśnia pani Maria. - W 1962 roku tę przybudówkę zburzono, więc przeniesiono go w obecne miejsce.

Leon miał dwóch synów: Krzysztofa i Zbigniewa. Starszy Krzysztof skończył łódzką Akademię Sztuk Pięknych i jest plastykiem. Młodszego Zbigniewa pochłonęła fotografia.

- Ale wszyscy w rodzinie mieli zdolności plastyczne - mówi pani Maria i pokazuje na zdjęcie młodego człowieka w góralskim stroju. - To zdjęcie wyretuszował mój mąż. Była to normalna fotografia kuzyna. Zbyszek domalował kapelusz i strój góralski.
Zbigniew zaczął pracować z tatą w zakładzie przy ul. Andrzeja Struga. Robiono w nim najlepsze w Łodzi zdjęcia portretowe. Stąd tak wielka popularność zakładu. Bywały czasy, że na fotografię czekało się tu długo w kolejce.

- Przy tradycyjnej fotografii, nie cyfrowej, największe znaczenie miało retuszowanie - tłumaczy Maria Lech. - Retuszowanie to odpowiednik dzisiejszego fotoshopu. Jednak ręczne retuszowanie było wielką sztuką. Teść i mąż mieli ten dar!

Pani Maria męża poznała w latach 70. Opowiada, że gdy wyjeżdżali na wakacje, Zbyszek zabierał ze sobą ogromną torbę fotograficzną. Ładował do niej aparaty, obiektywy, statywy, filtry, światłomierze.
- Gdy mieszkaliśmy pod namiotem, to żeby nie ukradli tej torby, nosił ją bez przerwy ze sobą - wspomina Maria Lech. - A była tak ciężka, że nie byłam jej w stanie podnieść do góry!

Leon Lech umarł w 1994 r. na białaczkę. W chwili śmierci miał 76 lat, ale do ostatniej chwili pracował. Pięć lat po nim zmarł syn Zbigniew. Maria Lech musiała przejąć rodzinny interes. Nie była to łatwa decyzja, choć od dawana była związana z zakładem. W 1982 roku zaczęła w nim pracować, ale... na zapleczu. Wywoływała zdjęcia, robiła retusze. Potem miała dziesięć lat przerwy w fotograficznej pracy. Panowie radzili sobie sami. Po śmierci męża zastanawiała się, czy ciągnąć rodzinny interes. Postanowiła podjąć wyzwanie.

- Pomógł mi bardzo brat teścia, Tadeusz, który też jest fotografem - dodaje Maria Lech.

Dziś w prowadzeniu zakładu pomaga jej syn Adam. Starsza córka Aleksandra skończyła szkołę fotograficzną, ale nie poszła w ślady taty i dziadka. Pracuje w księgowości. Pani Maria opowiada, że dzieci od małego były oswojone z fotografią. Miały po kilka lat, gdy dostały aparaty fotograficzne marki ''Druh''. W domu była też kamera, najpierw tzw. szesnastka, potem ósemka. Pasjonował się nią mały Adam. Kiedyś w czasie ferii razem z kuzynem kręcili film animowany. Z kamerą spędzali każdą chwilę, mozolnie przestawiali swoje autka. Potem okazało się, że film ma... piętnaście sekund.

Adam był dwudziestokilkuletnim młodzieńcem, gdy mama poprosiła go, by ją zastąpił, gdy wyjedzie na urlop. Zgodził się. Z obsługą aparatu cyfrowego nie miał kłopotów. Mama wytłumaczyła mu też, jak obsługiwać stary, analogowy, pamiętający lata pięćdziesiąte. Potem poprosiła, by syn zrobił jej zdjęcie. Nie chciał. Weszła jeszcze raz do zakładu i powiedziała, że jest klientką. Adam nie miał wyjścia. Musiał zrobić mamie zdjęcie.

- Zresztą bardzo udane, mam je do dziś - dodaje pani Maria.

Nieraz przy rodzinnym stole zastanawiają się, jak przejście na fotografię cyfrową przyjąłby dziś Leon Lech. Myślą, że nie byłby zadowolony. Tak jak dziś z pogardą na ten rodzaj fotografii patrzy jego młodszy brat Tadeusz...

Teraz rodzinny interes powinien przejąć Adam Lech. Ale nie jest jeszcze przekonany, czy chce to zrobić. Choć wiele na to wskazuje, że będzie kontynuował fotograficzną pasję. Na pewno ma talent i podejście do klientów. Tak jak wcześniej dziadek i tata...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki