W Łodzi te zmagania są właściwie stałą przypadłością: borykaliśmy się z funkcjonującym w kraju przekonaniem, że jesteśmy miastem szarym i brudnym, latami mówiono o nas „miasto kominów” (aż prawie wszystkie zburzyliśmy), a choć „czerwonych” ponoć już nie ma, jeszcze niedawno słyszałem, iż Łódź to „czerwone miasto”. Łódzka bieda i niskie zarobki także stały się przysłowiowe, mimo że przecież znacznie trafniej byłoby mówić o znaczącym rozwarstwieniu poziomu życia mieszkańców miasta.
Teraz po opiniach osób cytowanych przez media „wyrośliśmy” na miasto „meneli” i „patologii” (zresztą klimat postrzegania naszego miasta to nie nowy, lecz gdy przed laty z niechęcią o Łodzi wypowiadał się np. Andrzej Wajda, dzięki Bogu nie było internetu). Po reakcjach łodzian, w wielu przypadkach znacznie poniżej poziomu wypowiedzi „obcych” (bo co ciekawe, ten syndrom i tutaj się wyzwolił), można odnieść wrażenie, że zostaliśmy trafieni „w punkt”.
Łódź się niewątpliwie zmienia (dyskutujmy, czy w najistotniejszych dla niej obszarach i kierunkach, ale nie zaprzeczajmy oczywistościom), jest pełna fantastycznych ludzi, ma tych, którzy tu zostali, nie zawsze dlatego, że nie potrafili czy nie mieli okazji wyjechać. Pozytywne wartości - szczególnie, że w ostatnich latach sami pozbyliśmy się lub nie potrafiliśmy utrzymać i wytworzyć mocnych marek - buduje się wolniej niż okleja przywarami. Ale może zamiast reagować tandetną histerią fałszywie postrzeganą jako lokalny patriotyzm i małomiasteczkowym (przepraszam sympatyczne miasteczka) szowinizmem lepiej się z niezachwyconymi zaprzyjaźnić? I dać polubić?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?