MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Znane rody województwa łódzkiego: Z aptekarskiego składu na fotel premiera Polski

Anna Gronczewska
Państwo Stanilewiczowie chcą rodzinną aptekę przekazać dzieciom
Państwo Stanilewiczowie chcą rodzinną aptekę przekazać dzieciom fot. Paweł Nowak
Krystyna i Władysław Stanilewiczowie prowadzą aptekę przy ul. Pomorskiej w Łodzi. W ich rodzinach niemal wszyscy byli farmaceutami. Przedwojenni łodzianie pewnie pamiętają aptekę Pawłowskiego, która mieściła się na placu Reymonta.

A wszystko zaczęło się na Litwie, skąd pochodzi rodzina pani Krystyny. Mieszkał tam jej dziadek Maciej, który nazywał się Powiłajtis. Ale jako młody chłopak uciekł z Litwy, by nie trafić na wiele lat do wojska. Schronił się najpierw w Prusach Wschodnich, a potem w Królestwie Polskim. Ożenił się z Polką. Zajął się malarstwem. Zdolności plastyczne odziedziczył po nim dziadek pani Krystyny, Leon.

- Dziadek dalej nazywał się Powiłajtis - opowiada Krystyna Stanilewicz. - Osiadł w Płocku. I to dziadek Leon został pierwszy farmaceutą w naszej rodzinie. Odbył staż aptekarski w Sankt Petersburgu. Po powrocie z Rosji osiadł w Warszawie. Kupił skład apteczny w Bełchatowie i Sochaczewie.

Kiedy czworo dzieci Leona zaczęło chodzić do szkoły, zmienił nazwisko z Powiłajtis na Pawłowski. On na pewien czas zaprzestał działalności farmaceutycznej. Sprzedał składy apteczne w Bełchatowie i Sochaczewie. Powrócił do niej w latach dwudziestych dwudziestego wieku, gdy osiadł na stałe w Łodzi.

- Już nie pamiętam, czy w 1923 czy 1924 roku kupił aptekę na obecnym placu Reymonta - mówi Krystyna Stanilewicz.

Leon Pawłowski aptekę tę kupił od Leopolda Skulskiego. Od września 1917 roku do lutego 1919 roku był naburmistrzem Łodzi. W tym samym roku został prezesem Rady Ministrów niepodległej Polski. Premierem był do czerwca 1920 roku.

Tymczasem Leon Pawłowski prowadził aptekę przy placu Reymonta i kształcił dzieci. Władysław, Tadeusz i mama pani Krystyny - Janina skończyli farmację. Z tej rodzinnej tradycji wyłamała się jedynie Zofia.

- Po leki chodziło się do apteki u Pawłowskiego - wspomina Krystyna Stanilewicz. - Prowadzili ją dziadek i wujek Władysław. Natomiast moja mama pojechała do Wilna. Tam mieszkał mój tata Tadeusz Jakubowski.

Gdy wybuchła wojna, aptekę Pawłowskiego przejęli Niemcy. Mieszkająca w Wilnie Janina została kierownikiem apteki w powiecie oszmiańskim.

- Pojechałam tam z mamą i zaczęłam poznawać pracę w aptece - dodaje Krystyna Stanilewicz. - Były to czasy, gdy w aptece wykonywało się leki według recept lekarskich. Pracowałam za tzw. lożą. Było to miejsce, gdzie wytwarzało się lekarstwa. Pod czujnym okiem mamy przyuczałam się do tego zawodu.

Po wojnie pani Janina i jej córka Krystyna wróciły do Łodzi. Dziadek Leon już nie żył. Umarł na krótko przed wyzwoleniem. Udało się odzyskać rodzinną aptekę. Pani Krystyna zdecydowała się studiować farmacje na dopiero co otwartej Akademii Medycznej.

- Myślałam o studiach na rolnictwie, ale ostatecznie wybrałam farmację - wyjaśnia Krystyna Stanilewicz. - Spotkałam tu cudownych ludzi. M.in. twórcę łódzkiej farmacji profesora Jana Muszyńskiego.
Rodzina Pawłowski pewnie nigdy nie zapomni daty 8 stycznia 1951 roku. Wtedy odebrano im aptekę. Ale podobny los spotkał innych farmaceutów w Polsce. Pani Krystyna tłumaczy, że oficjalnie apteki wzięto pod zarząd. Tak naprawdę ich właścicielami na lata stał się Cefarm. Jej mama zaczęła pracować w innych łódzkich aptekach, m.in na ul. Pomorskiej, Łagiewnickiej.

- Ja zaś na wiele lat odeszłam od zawodu - dodaje pani Krystyna Stanilewicz. - Pracowałam w laboratorium łódzkiego sandepidu.

Na farmacji pani Krystyna poznała swojego męża Władysława. On też pochodził z aptekarskiej rodziny. Stanilewiczowie przybyli do Łodzi na początku lat trzydziestych. Ojciec Władysława, Tadeusz, skończył farmację na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Mama Teresa też była farmaceutką. W 1932 roku kupili od magistra Piotrowskiego aptekę, znajdującą się na parterze kamienicy przy ul. Pomorskiej 91. Prowadzili ją do wybuchu wojny. Tadeusz Stanilewicz, był żołnierzem armii carskiej, walczył podczas pierwszej wojny światowej. Walczył także podczas wojny polsko-ukraińskiej i wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku.

W sierpniu 1939 roku Tadeusz Stanilewicz został zmobilizowany. Jego 16-letni wtedy syn Władysław zgłosił się na ochotnika do cywilnej obrony Łodzi. Ostatni raz widział ojca w pierwszych dniach września. Potem przyszły od niego dwa listy, wysłane z radzieckiego obozu. Władysław Stanilewicz dowiedział się, że jego ojciec pod Tarnobrzegiem trafił do radzieckiej niewoli. Przebywał najpierw w obozach na Ukrainie, a potem trafił do obozu w Kozielsku.

- O tym, że ojciec zginął w Katyniu, dowiedziałem się z niemieckiej gazety, którą przysłał mi podchorąży, z którym mój tata służył - wspomina Władysław Stanilewicz. - Zgadzało się wszystko - data urodzenia, stopień, to że był magistrem farmacji.

Nie powiedział o tym matce. Umarła w 1943 roku. Do końca wierzyła, że mąż żyje.
W czasie wojny aptekę przejęli Niemcy. Nazwali ją "Pod Niedźwiadkiem". Kilka lat po wyzwoleniu, tak jak aptekę Pawłowskich, przejęło ją państwo.

Podczas okupacji Władysław Stanilewicz działał w ruchu oporu. Konspirował też po wyzwoleniu. 12 lutego 1946 roku wziął razem z przyjaciółmi udział w akcji "Naczelnik". Wysadzili pomnik Wdzięczności Armii Radzieckiej, który ustawiono parku im. Józefa Poniatowskiego w Łodzi. Władysława Stanilewicza aresztowano 5 grudnia 1950 roku. Tego samego dnia urodził się jego starszy syn Olgierd Władysław. Władysława Stanilewicza skazano na 15 lat więzienia. Wyszedł po pięciu latach.

W 1971 roku Władysław Stanilewicz wyjechał do Francji. Po pięciu latach dołączyła do niego żona Krystyna z synami Olgierdem i Witoldem. Do Polski powrócili na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Udało się im odzyskać tylko aptekę przy ul. Pomorskiej.

Teraz zamierzają przekazać ją synom, choć żaden nie został farmaceutą. Nie będzie nią też najstarsza wnuczka Anna, która skończyła romanistykę. Ale być może farmaceutami za wiele lat zostanie najmłodsze pokolenie Stanilewiczów. Dzieci Witolda - 8-letni Florian, 6-letni Noel lub 4-letnia Emilia, którzy mieszkają na stałe we Francji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki