MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Stracone stulecie

Anna Pawłowska
Łódzkie teatry stale borykały się z ogromnymi kłopotami finansowymi. Jeden z pierwszych w Łodzi niemieckich teatrów (niemieckich, bo polskie stałe sceny powstały grubo później) , Thalia przy ul. Dzielnej, w którym występowały też grupy polskie, w 1885 roku omal nie zbankrutował. Uratowali go dopiero niemieccy przemysłowcy Juliusz Heinzl i Ludwik Meyer
Łódzkie teatry stale borykały się z ogromnymi kłopotami finansowymi. Jeden z pierwszych w Łodzi niemieckich teatrów (niemieckich, bo polskie stałe sceny powstały grubo później) , Thalia przy ul. Dzielnej, w którym występowały też grupy polskie, w 1885 roku omal nie zbankrutował. Uratowali go dopiero niemieccy przemysłowcy Juliusz Heinzl i Ludwik Meyer
Spoglądając na teraźniejszość łódzkiej kultury, nie można zapominać, że jej start był trudniejszy niż w innych polskich miastach - pisze Anna Pawłowska, publicystka "Dziennika Łódzkiego"

Do końca XIX wieku o łódzkiej kulturze mówiono na ziemiach polskich po prostu źle. Powiadano, że łodzianom brak smaku artystycznego, a co gorsza - że najbardziej podobają im się cyniczne piosenki śpiewane przez szansonistki. Że w mieście tym czczony jest jedynie pieniądz, a teatry nie zagrażają świątyni Merkurego. I niestety - taka była prawda. Kultura w Łodzi zaczęła się rozwijać bardzo późno i powoli dopiero na przełomie XIX i XX wieku. Zaczęli o nią dbać bogaci fabrykanci, ale... najczęściej w drugim lub trzecim pokoleniu. Dlatego teatr, instytucje muzyczno - śpiewacze, pierwsze poważne próby plastyczne pojawiły się w mieście na stałe dopiero w latach 80. XIX wieku. I aż do 1914 roku Łódź odstawała pod tym względem od innych polskich miast. Powód był prosty: pierwsze pokolenie fabrykantów napływających do Łodzi było słabo wykształcone. Dominowała wiedza techniczna, na poziomie najwyżej średnim.

Kulturalna pustynia w Łodzi aż do I Wojny Światowej

Jako że fabrykanci, nastawieni przede wszystkim na robienie fortun, mało czasu i pieniędzy poświęcali na zaspokojenie wyższych potrzeb, przez wiele lat Łódź omijały trupy teatralne. Dopiero od 1844 roku zaczęły przybywać do niej polskie zespoły. W latach 1843-46 Ludwik Geyer zbudował gmach przy ul. Piotrkowskiej 280, zwany Domem Zabaw, przeznaczony na cele publiczne. Tu występowały pierwsze ansamble. Podobne funkcje pełnił Paradise przy ul. Piotrkowskiej 175 A. Na przełomie lat 40. i 50. zawiązało się "towarzystwo amatorskie", które grywało na przemian komedie polskie i niemieckie. Organizatorem przedstawień był Ludwik Meyer, późniejszy potentat przemysłowy. Od połowy lat 60. do połowy lat 80. XIX wieku wyraźnie zaznaczył się w mieście podział na teatr polski i niemiecki. Początki niemieckiego teatru zawodowego sięgają 1867 roku, gdy w Paradise poczęły występować różne trupy z Niemiec. W języku niemieckim grano także w teatrze Arkadia przy ul. Konstantynowskiej 14/16 i w Teatrze Letnim Franciszka Sellina. Od 1877 roku niemieckie przedstawienia można było oglądać w gmachu teatralnym zbudowanym przy ul. Piotrkowskiej 67 przez Kerna, właściciela hotelu Victoria. W 1882 roku społeczeństwo niemieckie zyskało własny teatr Thalia przy ul. Dzielnej 18, w którym występowały też zespoły polskie.

Dłużej na stałą scenę czekali Polacy. Do 1888 roku obcowali ze sztuką dzięki polskim zespołom zjeżdżającym do Łodzi. Polskie życie teatralne znacznie się ożywiło dopiero wtedy, kiedy zaistniał Teatr Kerna, zwany Teatrem Victoria. W latach 80. XIX wieku w Łodzi występowały także teatralne grupy żydowskie lub niemiecko - żydowskie. Przeważnie jednak żydowska inteligencja chodziła do teatru polskiego, który dzięki niej wegetował od sezonu do sezonu. Do dobrego funkcjonowania brakowało stałych bywalców wśród inteligencji i klasy średniej. Trudności materialne przeżywał także teatr niemiecki, choć miał oparcie w bogatszej części mieszkańców. W 1885 roku z bankructwa wyszedł Vogel, właściciel teatru Thalia dzięki wsparciu zamożnych Niemców.

Polskiej scenie nie pomogły nawet występy Heleny Modrzejewskiej

Polska scena miała trudniej. Bytu materialnego teatru nie poprawiły nawet w 1891 roku występy Heleny Modrzejewskiej, znakomitej aktorki. Teatr stał u progu bankructwa. Jednorazowa zapomoga środowiska fabrykanckiego (prawdopodobnie Poznańskich i Scheiblerów), w wysokości kilkunastu tysięcy rubli, nie zapewniła mu stabilności na dłużej. Sporadycznie teatrem polskim (a może raczej - pięknymi polskimi aktorkami, np. niejaką Wisnowską z Warszawy w roku 1890) interesowali się przemysłowcy niemieccy, choćby bracia Heinzlowie, których poza tym "mdliły dyskusje na temat sztuki i teatru". W 1901 roku teatr polski zyskał większą scenę w postaci Teatru Wielkiego przy ul. Konstantynowskiej. Publiczność nie wypełniała jednak sali. Bogaci fabrykanci przychodzili tłumnie tylko na premiery utworów znanych czy skandalizujących, choćby sztuk Stanisława Przybyszewskiego.
W 1903 roku w Łodzi zawiązało się Polskie Towarzystwo Teatralne, które miało gwarantować sztuce byt materialny i opiekę moralną. Powstało ono z inspiracji polskiej inteligencji, przy współudziale przemysłowców polskich, niemieckich i żydowskich. Towarzystwo miało dziesięciu założycieli. W jego zarządzie zasiadali Emil Geyer i Maurycy Poznański. Bogata rodzina Poznańskich wyasygnowała na jego rzecz 5 tys. rubli, Geyerowie 2 tysiące. W latach 1903 -1906 dotacje wynosiły od 4 do 6,5 tys. rubli. W 1904 PTT miało dobrą kondycję finansową, 362 członków i 30 tys. rubli kapitału. W latach 1905-1906 teatr polski znów jednak zaczął przeżywać kryzys - z powodu słabej frekwencji. A zaległe składki na PTT wynosiły ok. 5 tys. rubli. W latach 1906 -1908 teatr pod dyrekcją Janowskiego przynosił dochody z wystawiania fars i operetek. Kierownikiem komisji doradczej został Aleksander Zelwerowicz, który starał się przełamać elitarność placówki i dotrzeć do masowego widza. W tym czasie wystawiono "Wesele" Stanisława Wyspiańskiego. Tłumy ściągał repertuar narodowy: "Dziady" Mickiewicza, "Irydion" Krasińskiego, "Klątwa" Wyspiańskiego. Wiele ambitnych zadań pokrzyżował pożar budynku teatralnego Victorii w 1909 roku i tzw. Teatru Polskiego przy ul. Cegielnianej 63 w 1911 roku.

W 1910 roku Polskie Towarzystwo Teatralne powołało Towarzystwo Akcyjne "Teatr Polski", mające zgromadzić kapitał w wysokości 400 tys. rubli i fundusze na budowę nowego budynku teatralnego. W akcje zaangażowało się wielu przemysłowców: Arkuszewski, Barciński, Meyerhoff, Poznański. Ale do maja 1914 roku zebrano tylko 26 tys. rubli. W lepszej kondycji była oczywiście scena niemiecka: ustabilizowana artystycznie, uprawiająca wszystkie gatunki sztuki dramatycznej, posiadająca liczną publiczność wykupującą abonamenty i loże. Z jej inspiracji w 1893 roku założono Towarzystwo Teatralne, przemianowane wkrótce na Niemieckie Towarzystwo Teatralne z przedsiębiorcami w zarządzie. Środowisko żydowskie do 1914 nie miało własnej sceny. Trupy żydowskie występowały w Teatrze Wielkim Sellina. W latach 1908-1912 istniał stały zespół wystawiający w jidysz. Dopiero w 1907 roku założono Łódzkie Towarzystwo Dramatyczne "Kunst", wśród inicjatorów którego znalazł się przemysłowiec Morgenstern.

Śpiewali głównie Niemcy i Żydzi, a płacili za to fabrykanci

A inne muzy? W latach 40. XIX wieku łódzka burżuazja zaczęła się także interesować muzyką. W środowisku niemieckim utworzono w 1846 roku, z inicjatywy Geyera i Siebera, Lodzer Manner Gesang Verein - Łódzkie Męskie Stowarzyszenie Śpiewacze. Do końca lat 60. XIX wieku finansował je Geyer, później inni przemysłowcy. Niemieckie środowisko miało także świetnie zorganizowane chóry przy świątyniach ewangelickich św. Trójcy i św. Jana. Pierwszy z nich powstał w 1851 roku. W 1859 liczył 26 członków, a w 1914 już 361. Drugi powstał z połączenia dwóch chórów świeckich. Funkcjonował także ewangelicki chór na Radogoszczu - Polihymnia. Inne społeczności pozostawały pod tym względem daleko w tyle. Pierwszy polski świecki chór amatorski powstał dopiero w 1886 roku. W 1892 zarejestrował się jako Towarzystwo Śpiewacze Lutnia, jego założyciel Bittendorf pochodził z burżuazji.

Do końca stulecia odrębnej instytucji muzyczno-kulturalnej nie dorobiła się społeczność żydowska. Dopiero w 1901 roku powstało łódzkie Towarzystwo Muzyczne i Literackie "Hazomir". Towarzystwo posiadało chór i kółko dramatyczne. Należało do najlepszych nie tylko w Łodzi, ale w Rosji. Pierwszą, bezskuteczną, próbę założenia ogólnołódzkiego Towarzystwa Muzycznego podjęto dopiero w 1886 roku. Za projektem stały takie przemysłowe rody: jak Anstadtowie, Geyerowie, Heinzlowie, Poznańscy, a także Scheibler, Jakub Hertz, Henryk Grohman, Juliusz Kunitzer. Ale dopiero w 1898 roku, dzięki Henrykowi Grohmanowi, udało się zatwierdzić ustawę Łódzkiego Towarzystwa Muzycznego. W zarządzie oprócz Grohmana zasiadali Ryszard Geyer, Birbaum, Haessner i Rosenblatt. Byli też w nim Kunitzer, Arkuszewski i Maurycy Poznański.
Łódzkie Towarzystwo Muzyczne istniało do 1906 roku. Sprowadziło jednak do Łodzi wiele sław krajowej i światowej muzyki. Grohman do prowadzenia towarzystwa zatrudnił czołowych muzyków: Melcera, Joteykę, Górskiego, Turnera. ŁTM miało orkiestrę smyczkową, chór żeński i 50-osobową orkiestrę symfoniczną na najwyższym poziomie. Jednak koncerty nie przyciągały szerszego gremium, mimo obniżonych cen biletów (dla członków 1,6 rubla, 3,10 na galerii, zwykłe miejsca kosztowały od 0,15 do 0,30 rubla). Dla porównania, wówczas łódzki włókniarz zarabiał 10 do15 rubli... miesięcznie. Pod względem finansowym ŁTM przynosiło straty i nie utrzymałoby się, gdyby nie Henryk Grohman, który pokrywał deficyty (prawie 11,2 tys. rubli w latach 1900 - 1903).

Z braku własnych wystaw, Łodzianie wspierali zachętę

Do końca lat 70. XIX wieku burżuazja nie przejawiała większego zainteresowania sztukami pięknymi. Większości przemysłowców okresu pionierskiego obrazy i rzeźby służyły jedynie do przyozdabiania wnętrz. W 1870 roku przeciętny obraz kosztował nieco więcej niż wynosiła w owym czasie roczna pensja włókniarza. Ze spisu inwentaryzacyjnego wiemy, że Ludwik Geyer posiadał obrazy zatytułowane "Leda i Jupiter" (za 120 rubli) czy "Jowisz" (za 150 rubli), gdy tymczasem roczna pensja włókniarza w jego fabryce wynosiła 104 ruble.

W latach 80. i 90. XIX wieku obrazy kupowali Ludwik Grohman, Salomon Barciński, Ryszard Geyer, Marcus Kohn. Wielu fabrykantów miało jednak fatalny gust. Sytuacja zmieniła się dopiero w latach 80. XIX wieku. Wówczas fabrykanci zaczęli nabywać dzieła najwyższej wartości artystycznej, opierając się na opiniach koneserów. Pierwsze kolekcje dzieł sztuki zaczęły powstawać w Łodzi dopiero pod koniec XIX wieku, a kompletowała je nowa generacja przemysłowców. Największym łódzkim kolekcjonerem był wówczas Henryk Grohman. Obok cennych instrumentów muzycznych posiadał zbiory ceramiki angielskiej, francuskiej, chińskiej i japońskiej. Miał też olbrzymią kolekcję grafiki. Prace kupował u marszandów, w pracowniach artystów lub na aukcjach. Zorganizował nawet konkurs na grafikę, fundując nagrody dla najlepszych twórców i kupując ich prace.

Znacznymi kolekcjami dzieł sztuki chwalili się też Juliusz, Teodor i Ludwik Heinzlowie. Zaczęli je tworzyć w latach 80. XIX wieku. M. in. w 1886 roku za 1200 rubli Juliusz Heinzel nabył akwarelę Juliusza Kossaka "Kmicic porywający Oleńkę". Liczące się zbiory mieli też przemysłowcy żydowscy, jak choćby rodziny Poznańskich i Silbersteinów.

Na 417 wystawianych w Łodzi obrazów (bez kolekcji Grohmana), o których wiadomo, że były własnością łódzkich przemysłowców, 212 namalowanych było przez 91 twórców polskich, 66 zaś przez 16 malarzy żydowskich. Malarze rodzimi, z Łódzkiego, byli autorami dwóch trzecich dzieł sztuki ze zbiorów fabrykanckich. Wśród nich szczególnie płodnymi twórcami okazali się Samuel Hirszenberg i Leopold Pilichowski. Ale przemysłowcy kupowali też dzieła Juliana Fałata, Henryka Siemiradzkiego, Władysława Podkowińskiego, Juliusza i Wojciecha Kossaków i Józefa Chełmońskiego. Trzeba tu dodać, że na wystawach pojawiała się jedynie czwarta część zbiorów, zatem wielkość i prawdziwe bogactwo wszystkich fabrykanckich kolekcji trudno dziś dokładnie ustalić.
Mecenat fabrykantów nad sztuką przyjmował w Łodzi różne formy. Jedną z nich było udostępnianie swoich prywatnych zbiorów dzieł sztuki szerszym kręgom społecznym, upowszechnione w latach 90. XIX wieku. Inny sposób stanowiło sponsorowanie artystów poprzez składanie u nich zamówień na dzieło. W 1888 roku Poznańscy zaproponowali warszawskiemu portreciście Heymanowi wykonanie kilku portretów. Juliusz Hinzel w 1892 roku zlecił malarzowi i ilustratorowi warszawskiemu Zamarjewowi namalowanie szeregu widoków swojej rezydencji w Julianowie. Do tej samej pracy zaangażował Samuela Hirszenberga, który przez jakiś czas mieszkał w rezydencji, malował, a swoje obrazy wystawiał w sklepie ogrodniczym Julianów". Formę wsparcia stanowiło też nabywanie prac bezpośrednio z pracowni artystów lub w warszawskim Towarzystwie "Zachęta".

Okazją do kupowania były też wystawy. Drobniejszą formą uczestniczenia w sztuce i jej wspierania stanowiło kupowanie abonamentów w salonach artystycznych. Łodzianie, z braku własnego towarzystwa skupiającego twórców i wielbicieli sztuk pięknych, należeli do stowarzyszeń warszawskich lub krakowskich. Członkami dożywotnimi, czyli ofiarodawcami Towarzystwa "Zachęta" Sztuk Pięknych, byli Heinzlowie, Geyerowie, Edward Herbst i Juliusz Kunitzer. Na początku XX wieku dołączyli Grohmanowie, Poznańscy i Scheiblerowie. W 1895 roku Łódź zyskała pierwszy salon artystyczny otwarty przez Bartkiewicza. Trzy lata później zorganizowano pierwszą wielką wystawę na cele dobroczynne.

Pojawiały się próby fundowania stypendiów dla artystów, gdy wielu z nich, jak choćby wspomniani Hirszenberg i Pilichowski, opuściło miasto. Jakub Hertz w 1913 roku zaproponował utworzenie funduszu stypendialnego dla łódzkich plastyków. A rok później Żydowskie Towarzystwo Dobroczynności, któremu Hertz przewodniczył, wydało pierwsze zasiłki pieniężne dla niezamożnych artystów. Działalność tę, niestety, przerwał wybuch wojny. I rzecz wielce znamienna: do roku 1914 w Łodzi brakuje przykładów darowizn zbiorów czy pojedynczych dzieł sztuki instytucjom kulturalno-artystycznym.

Rozwój muzealnictwa rozpoczął się wmieście dopiero w ostatnich latach przed I wojną światową. W1910 roku założono i rok później otwarto Muzeum Nauki i Sztuki. W zbiorach muzeum znalazło się ponad 600 eksponatów w dziale ludoznawczym, fizycznym, przyrodniczym, archeologicznym i artystycznym. W zarządzie tej instytucji zasiadali Jadwiga Eisert, Marceli Barciński. Muzeum stało się ważną placówką wystawienniczą w mieście. Nasi przemysłowcy, m.in. Karol Scheibler i Herman Poznański, angażowali się także w działalność Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie. Dr hab. Stefan Pytlas, który łódzkiej burżuazji przemysłowej do czasu I wojny światowej poświęcił pracę habilitacyjną w 1995 roku, krytycznie jednak ocenia działalność kulturotwórczą łódzkich fabrykantów. Wielokrotnie podkreślał, że rozwój kultury w Łodzi rozpoczął się późno w porównaniu z innymi miastami w kraju i na świecie, a na dodatek postępował w ślimaczym tempie. I zaznaczał, że poziom życia kulturalnego w Łodzi do przełomu lat 80. i90.XIXwieku pozostawał na niezbyt wysokim poziomie. Sytuacja zaczęła się zmieniać na lepsze dopiero pod koniec XIX wieku. A przyspieszenie kulturalne wiązało się z aktywizacją środowiska polskiego i próbami polonizacji miasta w sytuacji, w której wysoki poziom kultury osiągnęli w Łodzi Niemcy. Tak naprawdę rozwój kultury - polskiej kultury w mieście - nastąpił dopiero po odzyskaniu przez nasz kraj niepodległości w1918 roku.

W tekście wykorzystano opracowanie Stefana Pytlasa "Łódzka burżuazja przemysłowa w latach 1864-1914". Zdjęcia - materiały łódzkiego wydawnictwa Piątek Trzynastego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki